sobota, 28 kwietnia 2012

Fotografia jako choroba zakaźna

Tak można się zarazić, choć ja fotografię nabyłem to znam przykłady z najbliższego otoczenia, gdzie fotografia rozprzestrzenia się jak wirus. W mojej głowie są obrazki, które widziałem gdy nie miałem ze sobą aparatu, te wszystkie niewykorzystane kadry, te wszystkie zepsute ujęcia których po ułamku sekundy nie dało się już powtórzyć. Chodząc bez aparatu widzę kadry, które można było by sfotografować, to jest jak nałóg patrzeć na świat z nieco innej strony. Coraz częściej biorę ze sobą aparat w różne miejsca, powoli staje się częścią mojego życia, to wszystko po to by każda wyjątkowa chwila miała mniejsze szanse umknąć mi w otchłań zapomnienia. Tak samo było wczoraj rano gdy miałem jeszcze chwilkę czasu przed pójściem do dentysty, miałem nie brać aparatu, zapewne bym żałował. Wyjątkowe chwile są wszędzie, naucz się je dostrzegać a szary świat nabierze ciepłych barw.