niedziela, 3 września 2017

L'Escandorgue

Niebo zapłonęło o świcie jak niegdyś stare kartki ze zdaniami dzisiaj już nieistotnymi. Znów ta chwila mnie dopadła, gdy dzień przecina noc, gdy pojawia się kolor na niebie, a ja jeszcze błądzę w ciemnej dolinie, słyszę szumiący potok i czuję jego chłód. To ten moment, gdy chcę już być tam na górze. Nie zawsze udaje się być w odpowiednim miejscu we właściwym czasie. W ogóle to już ciężko mi znaleźć trasy tak malownicze jak jeszcze na początku, gdy tutaj przyjechałem. Ale za to jest już chłodniej i można poczuć ulgę, można sobie maszerować w nieskończoność. Chyba nie muszę się znów rozpisywać, że potrzebowałem tego, tak potrzebowałem leśnych ścieżek, śpiewu ptaków przed świtem, kilometrów i godzin spędzonych sam z samym sobą. Jak zawsze spotykałem na swojej drodze wielu ludzi, tak dziś oprócz domownika małego gospodarstwa, to tylko jednego piechura. Zdumiewa mnie życzliwość ludzi, których spotykam tutaj na szlakach, u nas czegoś takiego nie odczułem, u nas ludzie się mijają, tutaj spotykają. Ostatnio uświadamiam sobie co chcę robić w życiu, w każdej wolnej chwili chcę robić właśnie to, poznawać świat, odkrywać go, zaspokajać swoją ciekawość, utrwalać momenty i czerpać z tego radość. Zacząłem się temu wszystkiemu poświęcać, myślę o tym ciągle, biegam i czuję poprawę kondycji, czuję różnicę między tym co było wcześniej, a tym co jest teraz. Wiem, że można wiele, tylko trzeba mocno chcieć.