piątek, 10 listopada 2017

Pieniny we mgle

Jakiś czas temu uwierzyłem w to, że gdy dam życiu coś od siebie, to los odda mi tego choć część. Zacząłem zmieniać nastawienie, zająłem się sobą, pasją, poprawą kondycji, po pół roku czuję że to ma sens i że na marzenia nigdy nie jest za późno, bo chcę je spełniać konsekwentnie. Spotkałem na swej drodze kilka osób, które miały na mnie duży wpływ, ludzie mają na ludzi zawsze wpływ. Dzięki temu wszystkiemu dziś wiem co jest dla mnie dobre i kto ma szczere intencje. Życie potrafi zaskakiwać, teraz nauczyłem się doceniać niespodzianki od losu oraz dostrzegać w tym szczęście, w tych wszystkich wschodach słońca, kilkugodzinnych wędrówkach, czy też codziennych rozmowach, szczerym spojrzeniu i uśmiechu bliskich. Przede wszystkim troszkę zwolniłem, wystarczy że życie samo w sobie pędzi, a czasu nie da się zatrzymać, dlatego ciągle powtarzam sobie "carpe diem".
Stoję dziś na rozstaju ścieżek, szkoda że na najważniejszych skrzyżowaniach nie ma drogowskazów, przetartych szlaków, kogoś kto szedł już tą drogą i powiedziałby nie idź tędy, albo przeciwnie, idź bo warto. Stoję, patrzę w niebo i analizuję swoją pozycję.
Ostatni weekend był pienińskim weekendem, rozpoczętym od pięknego wschodu słońca w miejscu jak dla mnie oraz dla kilku osób przynajmniej wyjątkowym. To dodaje sił, pozwala poczuć się wolnym, uspokaja jak słowa otuchy. Po takim poranku, aż chce się dalej iść.