Idzie
wiosna a tu kilka dni przed nią padła mi migawka w moim aparacie w połowie swojego
„gwarantowanego” życia. Gwarantowanego oczywiście w przenośni gdyż gwarancji
nie posiadam zatem koszt naprawy może być dość wysoki. No ale cóż, złośliwość
rzeczy martwych nie wybiera i zazwyczaj takie sprzęty psują się gdy najmniej
się tego spodziewamy. Zostałem z moim starym aparatem, który też robi zdjęcia
więc tragedii jeszcze nie ma. Trzeba się pozbierać i pogodzić z tym oraz czekać
na wiosnę. Poniżej wczorajsze zdjęcie wykonane aparatem, który mi pozostał.
Można powiedzieć, że mój wyraz twarzy wczoraj musiał być podobny.