czwartek, 25 maja 2017

Na Mont Lozère drogą Stevensona

Mam duże zaległości w obrabianiu zdjęć i pisaniu na bloga, ale ciągle gdzieś mnie nosi i na wszystko czasu nie wystarcza. Ostatnio coś się stało, pierw w niedzielę, ale również i dziś. Przekonałem się, jak bardzo jestem szczęśliwy robiąc to co kocham, mimo braku czasu, czasem braku sił, funduję sobie najwspanialsze podróże życia w miejsca, jakie nawet nie potrafiłbym sobie wyśnić. Potrzebowałem spokoju, pochodzić po górach, poszukać natchnienia. Wybrałem Sewenny, a wybór ten okazał się strzałem w dziesiątkę. Musiałem to zrobić, dać myślom swobodnie krążyć pod kopułą. Ta dzikość, przestrzeń, cisza, kolory, to wszystko mnie uspokaja, tym bardziej, że czuję się ostatnio niepewnie, bo coś bardzo chcę zmienić, może podjąć jakąś decyzję, by zacząć żyć na nowo, ułożyć te porozrzucane sprawy jak puzzle, tysiąc elementów.























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz