wtorek, 13 grudnia 2016

Babia Góra

Wyjazd w Beskid Żywiecki był spontanicznym wyjazdem, nie planowałem go, tak po prostu jakoś wyszło, bo zabrałem się tam z Aneczką i Krzyśkiem, którzy tam jechali. Coraz częściej dochodzi do mnie, że jestem szczęśliwszy robiąc to co lubię, ale też wiem że muszę to robić, cieszyć się chwilami, które staram się wyszukiwać, wypatrywać w tym szybko uciekającym życiu, bez tego to wszystko byłoby takie puste. Piękno przyrody działa na mnie łagodząco, a wysiłek jaki wkładam by wyjść na szczyt sprawia, że staję się coraz silniejszy, nie tylko fizycznie, lecz czuję również, że hartuje to mój charakter. Babia Góra zmienna jak kobieta wyciągnęła ze mnie sporo energii, silny i mroźny wiatr sprawiał, że dłonie i aparat odmawiały posłuszeństwa, a rzadkie i kilkusekundowe chwile, gdy w zamglonym otoczeniu pojawiało się okienko z widokiem na Tatry sprawiały ogromną radość. Chwile te były tak krótkie, że kilka razy nie zdążyłem nawet zrobić zdjęcia, więc można sobie wyobrazić co się działo. Na szczyt wychodziliśmy z obawami, że nie uda nam się cokolwiek zobaczyć, jednak mieliśmy sporo szczęścia tak jakby ktoś na chwilę odsłaniał specjalnie dla nas kurtynę.










1 komentarz: